noc
WSPÓLNE WSPOMNIENIA
są w tej wysokiej mgle
co ją przeszywał wiatr
wśród wahań na pomoście
pod którym lód
odświeżające jak wycieczka do lasu
spojrzenie też na panoramę innych miejsc
niespokojne jak noc
w którą nie śpimy długo my
noc
WSPÓLNE WSPOMNIENIA
są w tej wysokiej mgle
co ją przeszywał wiatr
wśród wahań na pomoście
pod którym lód
odświeżające jak wycieczka do lasu
spojrzenie też na panoramę innych miejsc
niespokojne jak noc
w którą nie śpimy długo my
KRÓL CISZY
oddałam ci myśli
zabrakło na wiersze
pomilczę jeszcze
nim nazwę na dobre
to wprost
tu cisza jest głośna
w dzikim winie
DOŚWIADCZENIA
kiedy jak nie teraz
w końcu się pozbieram
i wyjdę na świat
kto nie ryzykuje
ten nic nie zmienia
w znużeniu trwa
może napiszę coś odkrywczego
doznam ten stan
nie będę się w słowach powtarzać
kolejny już raz
BEZ ODPOWIEDZI
brakuje mi Ciebie takiej jaką byłaś
zadbanego ogrodu z którym rosłam
Twojej nowoczesności którą podziwiałam
niełatwych relacji
nie zapomnę nigdy bezbronnego wyznania
– jego nie kochałam
myłam wtedy okno zatrzymał się w ogrodzie czas
znieruchomiałam i ja
bo jak można żyć tyle razem bez miłości
jak żyć bez
nostalgiczna ochota
BAJKA
fasada piękna można się zachwycać
ulokować myśli w pokojach
obawy przytrzasnąć drzwiami
nie będzie jak w bajce
i cóż z tego
kominek
KOMUNIKAT
w myślach nieswojo
tylko się pogrążam
nie położę zmęczonej głowy spać
kontempluje twoje słowa
tak jasny niekomfortowy komunikat
NIEPOKOJE
ja jeszcze nie wiem jak to będzie
nikt nie wie też
żyjemy trochę jak w obłędzie
na co dzień jesiennie zimowo wręcz
wiatr szybko tych chmur nie rozgoni
zamglone połacie wokół nas
echem brzmi to pytanie co będzie
co nam przyniesie czas
Echo
Śnieżne Kotły
W GŁOWIE
pytasz co mam w głowie
zamglone powietrze
ogromną przestrzeń
dobrze się ze mną czujesz
a prywatna ja
głośno mówi
że lubi siebie
MARATON
zamawiam więcej książek niż ubrań
czy to widać po mnie?
może wyglądam tak niepozornie
może mogę być z siebie dumna
w piątek wyczytałam, że mam problem
smutno mi znów
w sobotę to innym brakło fuksa
aż wreszcie w niedzielę
– nikomu nie żal pięknych kobiet
więc zajrzałam do sauté Osieckiej
zamawiam więcej książek niż ubrań
czy to po mnie widać?
może wyglądam tak niepozornie
może mogę być z siebie dumna
sterty książek na parapecie
w tym nie brak mi rozmachu
zbędny dla mnie wstyd
czego się jeszcze dowiem
o sobie o życiu
o poszukiwaniu sensu czeka wśród nich
patrz! – cieniutka
widać, że czytana
Szklane domy
CO DALEJ, DALEKO
nim ucichnie wiatr w polu
ambicja da o sobie znowu znać
co dalej dalej dalej
czy to tutejsze niebo ma dwa dna
na co przyjdzie mi jeszcze poczekać
za czym wciąż nie przestanę gnać
serce zadyszy jak do człowieka
nie raz, nie dwa
przeszukam wzdłuż i wszerz te dna
TY
nie piszę dla ciebie wierszy
rzucam ci słowa prosto w serce
które nie jest z kamienia
te słowa to rozmowa
cytat z duszy
lubię pisać do ciebie
gdy nie mogę spać
myśleć czy dobrze ujęłam
– to pytanie
kim jesteś
w wielkim mieście szukam siebie
Kamienica pod Gigantami
ZAMKNIĘTE
wybacz nie jestem gotowa
na te słowa
choć w myślach wypowiadam je
co dzień
męcząca jest na niby rozmowa
oczy nie błyszczą też
a ostatnie dwa słowa
nie należą do nikogo
jeszcze nie
PRZESTRZEŃ
zaczęłam czytać poezję
chciałam otrzeć coś o serce
przestać wstydzić się za siebie
tak się zanurzyć w życie
jak w powietrze
więcej jeszcze
dla
pomimo
dlatego że jestem
w końcu innego dzisiaj
innej mnie
nie będzie
Piknik na trawie
BUW
PO
nie stać nas na ten czas
na dystans
kiedy można to nadrobić
nagadać na przyszłość
i wstecz
zaktualizować więź
dużo wspomnień mieć
z różnych miejsc
po wszystkim
za późno
POCHWAŁA NAIWNOŚCI
doglądać ważnych spraw
naprawić cały świat
zabiegać nieustannie o ład
chciałam ja – naiwna
zazdroszczę sobie sprzed lat
ze stali
Baba
MÓJ STAN
jak skała o skałę
moje słowa do ciebie
aż w głowie mi huczy
a kamień z serca
nie chce spaść
NOWA RZECZYWISTOŚĆ
kolejny sezon nowy rozdział
która to ja między wierszami
historie i puenty zamknięte w szafie
kłopotliwa rozmowa trafia w inne
nie ma miejsca na przypadkowy dotyk
awaria utrudnia pisanie
wirtualność powoli wchłania mnie
Skyliner
Deloitte.
DASZ RADĘ!
na kłopoty rada jest taka
nadzieja, że miną
jak w życiu wszystko
Grand Kredens
OD ZERA
nadzieja, że to
tylko na chwilę
jak ta kawa w kubku
przelewowa
że te słowa, co ranią
nie wpadają dogłębnie
za to myśl głęboka
przecież to nie miłość
jest chora
CIEPŁO-ZIMNO
gdyby mnie ktoś szukał
siedzę skromnie w lesie
ciepło-zimno
lód
to daleko
od ciebie
czy jeszcze pamiętasz
poszukiwanie kolorów
TANGO
kłopoty to błahostki
czerwone dla smutków
w szumie miasta jestem gdzieś
słyszysz mój śmiech?
moja radość dziś jak tango
rozwiązła
RODZINA
rodzinę można wybrać
bywa i tak
powiększyć o obcych kiedyś
traktować jak swoich
pomieścić nowych w sercu
nie tylko na zdjęciach
bez pytań o więzy krwi
nie pytając o nic być
pomimo upływu lat
Jesienny wieczór
WIECZOREM
w całość sklejam siebie
z nie rzeczy
duszy wahań
niedorzeczny stan trwa
tylko tyle mam
ONA
dalej jest cicha gdy świat krzyczy
zapytaj jej, ona się nie obwieszcza
jest pomiędzy jednym i drugim sztandarem
wspólna
znakiem czasu
objawowa w większości choroba
brak miłości
Uczucia
Stawy
W KÓŁKO
spójrz
ledwo mrugnęliśmy okiem
a znany świat
zmienił się tak wiele razy
który to już raz
wysechł staw
gdzieś obok
oby nigdy w nas
Bazar na Kole
NIEMOŻLIWE
chciałam wszystko trzymać u siebie
nie wietrzyć, nie puszczać
by ani wspomnienie nie uleciało
pamiętać całe życie
już chyba mi się nie udało
niemożliwe istnieje
JA
dostałam w nadmiarze wrażliwość
przyjęłam i rozwijam
kiedyś wolałabym
urodę taką, że hej!
wdzięk, błyskotliwy żart
teraz wolę co mam
od nadmiaru czasem boli
oto ja
znowu ja
cała ja
Wschód słońca w Krasnobrodzie
RAZEM
zbieżność emocji nieprzypadkowa
jak każdy wschód słońca za darmo
– ukryte piękno dla uważnych
STRATA PRZYJACIELA
dzielone radości i smutki
głównie moje – człowiecze
pasjami odkrywane
związki frazeologiczne
z tobą w roli głównej
tobie psu na budę
gdy coś nie po myśli
brak spojrzenia w oczy
kiedy już spojrzenie to bezgraniczne
gdy zniszczone co nowe
jak psu z gardła wyjęte
narzekałam na ciebie, psiakość!
i broniłam – mój psi obowiązek
połknięte kości i trudności
i ta jedna nieprzełknięta myśl
tym razem „za późno”
Tila
sierpień
TĘSKNO MI
tęskno tu
za wieczorami
od zwierzeń gęstych jak mgła
za planami
jak z rozpędem wpaść w świat
i nie żałować, spokojnie spać
zobacz, tak to teraz wygląda
jest naiwnie pomimo lat
to jak?
też chcesz, ot tak
wieczorem pogadać?
MŁODO
przez przypadek
dodałam sobie rok życia
jakby mi było tego wszystkiego
za mało
kłamałam przy kasie w sklepie,
ciebie i siebie
odpuszczając liczenie lat
niepytana o męża, dzieci, kredyt
ze znudzeniem okazywałam dowód
dużo czytając o tym, że
nie powinnam nic
nawet wyglądać na swój wiek
aż do wczoraj
STOP tylko dla myśli
PUSTE SERCE
bez puenty nie wiesz
czy chcę
nim zaczęło się
ja już wiem, że nie
ze wstydem uciekam
długo, nieszczęśliwie
w sercu pusta
w blasku słońca
lato nad jeziorem
SPOKÓJ
już zdecydowałam
że będę odważna
mam w sobie myśl
lepiej spróbować
i nie żałować
odpływają wątpliwości
woda zalewa strach
zobaczysz
to będzie mój czas
a tymczasem
położyłam się gdzie spokój
patrz
ONLINE
Po stokroć
uwiecznić chwilę
co będzie relacją
bardziej niż wspomnieniem
zapisane instastory
zapętlona piosenka
trwać będą dopóki
nie zużyjemy transferu
danych albo lat
EMPATIA
współodczuwam z tobą
choć z reguły tego nie widać
zimne ręce na twarz
jak dziecko udaję, że mnie nie ma
słowa przychodzą za późno
czasem tylko westchnienie
wyjątkowo przelewa
wodospadem gorycz
jeśli będę miała dobry dzień
to na żywo usłyszysz
że jestem
blisko
wtedy patrzę
tylko chwilę
TAK SOBIE MYŚLĘ
kiedy się zakocham udostępnię Ci playlisty
będziesz wiedział, gdzie moje serce
pokażę wiersze te z szuflady
zobaczysz o mnie więcej niż ja
będę wierna jak pies
– jak psy kocham!
jak już się zakocham to na zawsze
doceń ten rozmach!
AUTOREFLEKSJA
jestem sobie potrzebna
ze wstydem i bez
z dystansem i w tłoku
z tobą i ciebie pozbawiona
nie nabędę odporności
„Z wiatrem i pod wiatr”
dłonie
***
sobie zaufam
do trzech razy sztuka
potem zacznę liczyć
od nowa
KÓŁKO I KRZYŻYK
nie będę o ciebie zabiegać
ani za tobą biegać
chcę odpocząć
zatrzymać się
poczuć sens
a potem sobie pójść
spojrzenie
Ty i ja – teatry to są dwa
KRÓLOWA ŚNIEGU
królowa śniegu
cierpi w upalną zimę
już prawie ogłasza swoją upadłość
kichając z alergii na zielone
wita żurawie za wcześnie
i sama nie wie
czy jeszcze jest
kontrastem dla siły miłości
Toruń
kamienica
CIĄG ZDARZEŃ
już nie siedzimy na blacie w kuchni
i na parapecie pełnym książek
nie pijemy wina w salonie
tocząc długie rozmowy o przyszłości
to już inny czas
nie nasz
nikt nie odbierze głuchego telefonu
i nie pomyśli, że trzeba opłacić gaz
dzwonek do drzwi zamilkł
chwilę później niż śmiech
to już inny czas
nie nasz
MYŚLI
zgubić myśli
nie tak łatwo
jak zimą rękawiczki
może włożę głowę w chmury
by było mi lżej
a potem wyleją się deszczem
wprost na ciebie
i trafią do swojego źródła
naokoło
Monaster o Złotych Kopułach
WYBÓR
Ludzie są w stanie
wznieść świątynie i szpitale
wylać fundament pod dom
postawić mur i baraki
przygotować stos
bo człowiek człowiekowi
wilkiem bądź człowiekiem
W PUŁAPCE
Czyżby artyści żyli krócej
tyle z siebie dając sztuce
by nie zostało nic na codzienność
Nie łatwo ciągle targać sercem
wystawiać wszystko pod ocenę
na scenie i poza
cyrk gra ściska za gardło
na Wielkiej Dzwonnicy
Rondo Wolnego Tybetu
Plac Bankowy
***
Nie chcę dnia kiedy pomyślę
że nie było warto
za dużo dałam z siebie
Na stare lata
nie będzie końca świata
Nie przeminę za życia
Metro
WSPOMNIENIA
Zbierajmy piękne wspomnienia
jak wiewiórki gromadzące orzechy
by coś i nam zostało na chudsze lata
Kiedy już okazji ubędzie i sił
gdy będziemy jak ptaki
których zimą trochę mniej
Wspomnienia…
to one są naprawdę nasze
westchnienie
na niebo
NA NIEBO
Na niebo nie tracę nadziei
choć uparcie patrzę pod nogi
Krok do przodu
Czasem dwa w tył
Pytam: czy warto?
Mówisz: idź!
mokotowska
DZIĘKUJĄC
Ćwiczę się w wdzięczności
Za złe i dobre
Twoje i moje
Nie zazdroszczę
Nie znam Twojej drogi przed
Nie wiem co musiałaś przejść
Robię swoje
na niebiesko
ŻYCIE
dziewczyna w paski
OFFLINE
lubię myśleć
od tego nie biorę urlopu
na śniadanie
piękno i ład
na obiad
świat
na kolację
ja
noc pod parasolami
ODPOCZNIJ
Odpocznij, to ten czas
na rozmowy po północy
i witanie słońca kolejny raz
Widzisz, nic nas nie goni
opada stres jak poranna mgła
Niech to trwa!
CODZIENNIE
Codziennie sprawdzam
czy mnie stać
na wciąż od nowa
świadome ja
na odwagę gdy oklasków brak
na dobre słowo wśród trudnych spraw
tam gdzie spokój niesie się echem
nie ma wody na pustyni
SUSZA
Oby mi serce nie wyschło
na drugiego człowieka
choć rzadko zabije szybciej
to wciąż pompuje mi krew
Choćby w upale
chcę kochać stale
nie tylko wtedy
gdy wzajemnie
ma maison „mój dom”
WIELKI ŚWIAT
jeszcze tylko niekończące się problemy
ile sił w nas, ile tchu
jeszcze tyle radości
jak długo damy radę w głos się śmiać
cały wachlarz lęków, nadziei, wrażeń i doznań
do zgłębienia
życie liczone ilością wypitych kaw i wód
albo pokonanych przeciwności
czy mamy odwagę poznać
prawdziwe życie?
glamour
***
po prostu patrzę
zamieniam się w słuch
choćby to miało trwać
i tak
serca nie oszukasz
Pierwsze kroki
MŁODOŚĆ
Młodość niech będzie żywa
z blaskiem w oku
nawet z banałem ponad stan
Niech nie gaśnie za młodo
choć „nie powinna”, „a jak to tak?”
Jeśli wciąż prześcignąć chce wiatr
niech próbuje
i trwa
moja ścieżka
PRZYJAŹŃ Z DYSTANSEM
Dostaje od Ciebie tyle siły ile potrzebuje
Mówisz – ma ją w sobie
W rankingach jest skrajna
jak epilog – poezja
o niepoliczalnej wartości
Mówisz – ostatni będą pierwszymi
zależy jak patrzą
Dla mnie jest odważna
Mówisz: wytrwałe serce
uparta dusza
nieprzeciętny żart!
Podwójnie
BÓJ SIĘ I RÓB
Dokopuję się do siebie
Robię wdech
Upewnij się czy rzeczywiście
jestem na nie
Jak echo
powraca myśl
bój się i rób!
Ptak i rzeźba
DYSTANS
Zrobiłam sobie niedzielę
miliony powodów do myślenia
zejdzie do rana
chyba schudnę jak ptak w zimę
a poniedziałek zacznę od śniadania
W oku miłość
ŻE JEST
Choć co chwila inny kadr i tło
i jak świat światem
„niemota serc i dusz”
chcę złapać twój uśmiech
rozświetlić twarz
w głos się śmiać
i wiedzieć, że miłość jest
że jest możliwa
ZAMĘT
Patrzysz na ręce
niewłasne zdania
niedyskretnie skreślasz mi
nie czuję tego,
co ty
nie rozmawiasz a mówisz
jeden krok nagle w bok
potem dwa w tył
Kawa w pekinie
NIE DAJMY SIĘ
Wylało się wszystko z trzewi
wieloletnie słowa wprost w twarz
chodzi o nas
Mroźny powiew szczerości
do kości, kolęda!
Nawiało nam cudzych historii
od czystych wód
wiatr gnał przez las
Wybuch złości roztapia dogmat
od słowa do słowa, kolęda!
Jak w kółko rozmawiać
zrobisz co zechcesz, powiedz
wierzysz w nas?
Na pół
Bilety
TŁUM
W tłumie
nie łatwo powiedzieć nie
Z perspektywy lotu ptaka
widać więcej
stać nas na wolność
W tłumie
Ty mnie zrozumiesz
Będę szukać potwierdzenia
Oto jestem
WYSTARCZY
Chowamy się za siebie
bojąc się doświadczać
Za mało
Za słabi
Za późno
Kontrolujemy teraz
żałując po czasie
bo wcale nie było za wcześnie
Zbyt zwykli
Zbyt wygodni
w ogóle niezbyt
Żądamy szczęścia
gubiąc gdzieś miłość
Za grzecznie
Za strachliwie
Za szybko
My to też ja
JA – PTAK
Niech leci, gdzie chce
Niech wie,
że zawsze może wrócić
Daj mu przekonać się,
jak silny jest,
że gniazdo to wsparcie
a życie nie pozwala czekać
Przecież jeszcze nie raz
przytuli się lub połamie skrzydła
Niech leci…
Niech wie…
Plac Piłsudskiego przed południem
MOJA NIEPODLEGŁA
Moja Niepodległa
z codzienności znana mi
Dużo też o niej słyszałam
o cichych bohaterach, wolności serca
przelanej krwi
Jeszcze jej całej nie rozumiem
i nie chce oceniać
gdy miłość ją ocaliła
od zniewolenia
auto odbicie
***
ile kilometrów stąd jest twoje szczęście
jak je nazwiesz
skąd je weźmiesz
odpowiedz w sprawie siebie samej
bo przecież, dobrze wiesz,
uśmiechnięci mają lepiej
PORTRET
Halinie Poświatowskiej
chciałabym nanieść twych wierszy do siebie
i zamknąć drzwi
twoja biografia jest dla mnie literaturą piękną
choć nie podobasz mi się w krótkich włosach
a w myślach ganię twoje zachowanie
stanowiło o sobie uparte, rozedrgane serce
„rozwiązłe tango i surowy mazur”
pisząc traktat o wiecznej miłości
będę dzielna jak ty
Smuga
Służba pokoleń
TU I TERAZ
Patrzymy przed siebie
daleko w przyszłość
Tylko czasem sobie w oczy
Ignorujemy serce
Myśl, że naszą walką i przygodą
jest codzienność
A przecież,
kiedyś było inaczej…
Taniec cieni
JASNA STRONA KSIĘŻYCA
nim księżyc urośnie nie będę bać się
poczciwą twarz masz i ręce dwie
przeszłam przez próg
owinął mnie bluszcz i deszcz
sytuacja stała się nieco nieprawdopodobna
stałam się pustym wiatrem
kamień spadł głucho koło stóp
przeszłam przez próg
nie boję się
nie dotknę cię
ja tylko robię przeciągi
JESZCZE NIE
Zimne ręce
to nie zimne serce
Brak słów
to nie cisza
A to, że ciebie nie ma
nie oznacza, że nie istniejesz
Na szczycie
Arkadia
MYŚL
Wszystkiego dobrego
bez mdłości w miłości
byś znalazł to coś
dom, psa i sad miał
byś szczęśliwy był
tak samo i ja
A jeśli miniemy się
kto to wie
nie nam jednym
nie sprzyja czas
A usłyszano tu Georga Michaela
W DRODZE
Idę znaleźć to, czego nie szukam
Idę po swoje
Krok do przodu zmienia wszystko
w obu przypadkach
ODBANALIZOWANIE
chciałabym porozmawiać
o tym że zimo a fryzura nie pasuje do kształtu twarzy
niebo nocy dzisiaj wzrusza wiesz o tym?
a widziałaś ten płaszcz
miałeś może to kiedyś w ręku – nie
rozwiń to proszę tak niebanalnie
o ludziach emocjach
zapamiętanych miejscach
aż nie będę chciała biec do przodu ale iść
kura
MODLITWA O KRZYŻ
krzyże nie tracą terminu przydatności do użycia
nie stoi się po nie w kolejce z numerem seryjnym
(not made in China)
ludzie krzyży nie pro-du-ku-ją!
i choćby nawet nie wystawią ci paragonu
módl się
nie zabraknie krzyża dla ciebie
pomiędzy gruntem a kawałkiem nieba
poczekaj
i proś by niepytane o nic ręce czyniły dobro
bo będzie tak jakbyś błagał o deszcz
a wychodząc nie wziął parasola
jakbyś troszczył się tylko o promocje
a w kieszeni miał kartę kredytową bez pokrycia
nie wystarczy mieć
na Starym Cmentarzu
WCIELANIE W DOROSŁOŚĆ
Wyrwij ją z kontekstu
i użyj przeciwko
przecież dorosła
do wcielania się w kobiety
dźwigające bagaż doświadczeń
rola z płynną tożsamością
poczesne miejsce
prywatny przełom
niepotrzebne skreśl
wizje
facelia
KAMERALNIE
Skąd ta pewność,
że nim przyjdzie czas
będziecie trwać
zwykły wiatr
a nawet grad was nie złamią
Czasem bez makijażu
i ja jestem odważniejsza
kolory
POGLĄD NA SIEBIE
Chełpię się sobą
pozostając w opozycji
po drugiej stronie dobrych rad i pochwał
jest mi raźniej
nie przykrzy mi się
Doceniam swą nieprzyswajalność nadal
trzeźwo patrząc na swoje ręce
Potrzebuję przejść przez próg ironii
naczytać się cudzych myśli
i nie chcąc być odporną
przedawkować
O! To takie proste
SUMIENIE
Lubię te dni, gdy nic mi nie ciąży
zadziwia świat zza siedmiu betonowych warstw
Słowo do słowa zbieram
pozostając do dyspozycji
jak ptak ryzykant gotowy do pierwszego lotu
piękno (t)drwa
refleks z Mazur
PRZESYT
Trzeba tu posprzątać
Kuloodporne idee
zapamiętać
Dystyngowany wstyd
przeboleć
Grandę
uspokoić
A to o czym nie myślę
niech trwa
SAMOTNOŚĆ
Pojedynczy ludzie w osobistych autach
prowadząc się ambitnie
obierają kurs na niezależność
I tylko czasem
na czerwonym
poczują smutek…
Nazwą cię teraz
i będą liczyć, że miniesz
Wiedeń
Czas nieustannie płynący
PRZESTRZEŃ
Uczę się, że można tak zdobywać świat
z jednej strony bez tchu, przed siebie, gnać
z drugiej wracać, gdzie czekają
Odjazdy, przyjazdy…
to ta sama ja
UNIVERSUM
prywatne wnętrze wygląda wzruszeń
bez wstydu
chce rozjaśniać oczy aż do dna
patrzysz na mnie a ja?
stoję umocniona
dorastając swoimi wierszami
nadinterpretując świat
„Cisza, ja i czas”
Dach
MIGRACJE
tam gdzie śpiew ptaków wyznacza godziny
widoczne wschody i zachody
mara postmodernizmu znika
opada smogu mgła
wzrasta las
wracam do domu bez pukania w znane miejsce
by mieć odwagę żyć
ROZMOWA
Nie na zewnątrz miały bić źródła
Przez szum kolejnych myśli
wdziera się cudzy sens
Męczy, projekcja życia
wyświetlana z wszechwiedzących głów
To nie tak miało być, nie tak
Pomiędzy zdjęciem a filmem
pustka
niedoczas
brak darowanych szans
Aleje Jerozolimskie
Przed Pogorzeliskiem
PEŁNE SERCE
Walczę z sobą o nieobojętność
Na szczere myśli biorę trop
Jak drzewo
od korzeni aż po koronę
próbuję wzrastać
i oby zawsze
było mi
nie wszystko jedno
i oby zawsze
na to jedno
był czas
Słonecznik
BEZSENNOŚĆ
Na kogo czekasz
bo nie na mnie
Znów wiatr przegnał ptaki
Na plecach leży żuk
O kogo pytasz
bo nie o mnie
Opada mgła, wschodzi słońce
Widać triumf nocnych burz
Nawet przypadek nas nie połączy
okazja
cud
pomyślność
żart
O 4 nad ranem to nie mnie szukasz
Chociaż ty tak samo jak ja…
HEN!
Nie ja jedna chcę kochać,
choć mija lato, nie pachną już bzy
Nie mnie jedną wiatr goni,
by odsłonić ci i serce, i sny
Choć chcę,
uciekam hen!
Wolne lato
HEJ KOLĘDA, KOLĘDA!
To Ty w tę noc cichą i spokojną
rodzisz się by światu światło dać
Jak Betlejemska Gwiazda drogę wskazać
dodać otuchy
zbawić nas
Przychodzisz do tych co nie czekają
którym pokoju w sercu brak
Wcielone Słowo
w tym niepojęte
tak niezmierzone
niech Twoja łaska ogarnie świat!
Stajenka licha
Rico
ŻURAWIM KLUCZEM
Jeszcze nie raz przebijemy się przez mgłę
warstwy katastrof zrzucimy
jak pies sierść
Tylko daj nam czas!
WISŁĄ NIE JESTEM JA
Płynie do wielkiej wody
mokrym korytarzem ziemi wpław
by jeden i drugi stracić brzeg
rozlać się
Ona wie, gdzie źródło jej
Stanem ciekłym wlewa się
w obiegi wsi i miast
Chce nurtem wartkim jak historii bieg
opływać czas
Ona wie, gdzie źródło jej
Od dołu do góry pod jednym niebem
odbija promienie słońca
by, gdzie szlaki prowadzą hen
gdzie festiwal półnagich ciał trwa
wypłukiwać żal
Choć wynurzam myśli
drążę sens
i wiem gdzie źródło me
Wisłą nie jestem ja
Mosty na Wiśle